Czas na kolejną i ostatnią już relację z Islandii. Będzie trochę o wielorybach, maskonurach, podziemnej jaskini i gorących źródłach! Zabieram Was w krótką, pięciodniową podróż :) Pierwsze dwie relacje mogliście przeczytać tutaj i tutaj. Dzisiaj ostatnia relacja, ale nie ostatnie wpisy o Islandii! Po weekendzie pojawi się wyczekiwany przez Was wpis podsumowujący, a także moje absolutne TOP 10! Przenieśmy się teraz jednak kilka dni wstecz…

Processed with VSCO with hb1 preset

Jak wspominałam Wam w ostatniej relacji piąty dzień zakończyliśmy noclegiem na kempingu nad jeziorem Myvatn. Kawałek obok znajdował się hostel, z którego mogliśmy skorzystać ze względu na remont pryszniców na kempingu. Skorzystaliśmy też z kuchni, w której zjedliśmy śniadanie z wspaniałym widokiem totalnego pustkowia (powyżej). Już mi brakuje tego spokoju, który tam panował! Ba! Który panował na całej wyspie… :)

Processed with VSCO with hb1 preset

Szósty dzień rozpoczęliśmy od ciągle aktywnego obszaru wulkanicznego Krafla. To tutaj znajduje się jedno z najbardziej efektownych pól lawowych na Islandii. Zaczęliśmy zatem od Leirhnjukur czyli pola lawowego, które zostało uformowane podczas ostatniej erupcji. Na początku naszego trekingu ziemia była czerwona, a w koło pełno geotermalnych źródeł.

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Z czasem ziemia zaczęła się zmieniać i przybierać czarną barwę – lawa! W przewodniku znaleźliśmy informację, że nie należy zbaczać ze ścieżek, chociaż nawet idąc po ścieżce czuliśmy, że ziemia pod nami cały czas pracuje! Mgła i delikatny deszcz potęgowały nasze doznania. Maszerowaliśmy wśród zastygłej lawy niczym Frodo i Sam pod bramą Mordoru (przynajmniej tak się czułam ^^).

Processed with VSCO with hb1 preset

Widoki były niezwykle surowe, ale niesamowicie efektowne! Tylko spójrzcie na poniższy widok lawy ze śniegiem!

Processed with VSCO with hb1 preset

Po trekingu podjechaliśmy dosłownie kawałeczek na kolejny punkt czyli jezioro w kraterze Viti. Podchodząc do krateru do końca nie wiedzieliśmy co nas czeka. Gdy tylko ujrzeliśmy błękitne jezioro z naszych ust wydobyło się jedno wielkie: „WOW”. Bryły lodu sprawiały, że całość była jeszcze bardziej niezwykła. Można obejść cały krater dookoła, jednak my napawaliśmy się jeszcze chwilę widokiem i ruszyliśmy dalej w drogę!

DCIM100MEDIADJI_0122.JPG Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Opuszczając geotermalne i wulkaniczne „zagłębie” zahaczyliśmy jeszcze o podziemną jaskinię przy jeziorze Myvatn. Jaskinia Grjotagja była kiedyś słynnym kąpieliskiem, jednak aktualnie kąpiel w gorącej ponad 40-sto stopniowej wodzie jest zakazana. A szkoda, bo woda jest niesamowita! Jej przejrzystość, błękit i wysoka temperatura aż proszą się o wskoczenie do niej. Niemniej podobno niedaleko jest druga jaskinia Storagja, w której można się już kąpać. My jednak odpuściliśmy i ruszyliśmy podziwiać kolejny wodospad!

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Po około pół godzinnej trasie dotarliśmy pod kolejny wodospad – Godafoss. Jest on nazywany wodospadem bogów i chociaż nie był tak potężny i wielki jak pozostałe, które widzieliśmy, to zrobił na mnie ogromne wrażenie!

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Następnie ruszyliśmy w kierunku Akureyri, drugiego co do wielkości miasta na Islandii (ponad 18 000 mieszkańców). Tam zjedliśmy kolację i skorzystaliśmy z łazienek na lokalnym basenie – tej nocy zamierzaliśmy spać w małej mieścince, z której następnego dnia mieliśmy wypływać oglądać wieloryby, dlatego nie wiedzieliśmy co nas spotka po przyjeździe.

FOT 6,7,8,9,100

Wieczorem dotarliśmy do Hauganes. Pozwólcie, że tutaj zatrzymam się na dłużej. Hauganes, to mała mieścinka położona nad fiordem Eyjafjordur. Mieścinka, to nawet dużo powiedziane. Kilka domów, cisza, spokój, piękne widoki i wieloryby, które wpływają do zatoki! Ale o tym za chwilę. Zajechaliśmy do Hauganes i ulokowaliśmy się na miejscu parkingowym przy „porcie”. Byliśmy jedyni – dookoła ani jednej żywej duszy. I w tym momencie zakochałam się w tym miejscu. Miało w sobie coś magicznego…

Processed with VSCO with hb1 preset

Następnego dnia wypływaliśmy w rejs. Ogólnie planowaliśmy zaliczyć rejs w ostatni dzień w Reykjaviku, jednak wszyscy polecali nam rozejrzeć się za rejsami na północy. I to był strzał w dziesiątkę! Na północy, to prawie pewne, że zobaczysz wieloryba. W Hauganes można je zobaczyć czasami nawet z brzegu! Wybraliśmy zatem jedną firmę z wielu, która oferuje takie rejsy i padło na Hauganes Whale Watching (polecam w 100%!). Taka „atrakcja” niestety nie należy do tanich, bo koszt rejsu to około 320 zł od osoby. Gwarantuję jednak, że warto. Dla mnie był to jeden z najpiękniejszych momentów w życiu!

Processed with VSCO with hb1 preset

Wypływaliśmy o 9:30. Na początek dostaliśmy ciepłe skafandry, w których przez ponad 3 godziny było nam niesamowicie ciepło. Na statku było tylko 10 osób – kameralnie, czyli tak jak lubię! Chwilę po wypłynięciu kapitan zostawił stery i wyszedł sam wypatrywać wielorybów. W tym momencie wiedziałam, że wybór tej lokalnej firmy (ale jednej z największych na Islandii) był dobrym posunięciem! Kocham ludzi z pasją, a ekipa Hauganes Whale Watching zdecydowanie do takich należy. Przed rejsem obawiałam się trochę tego, czy na pewno zobaczymy jakieś zwierzaki… Praktycznie 15 minut od wypłynięcia ujrzeliśmy z daleka pierwszego wieloryba! Łzy napłynęły mi do oczu i już wiedziałam, że będzie dobrze.

Processed with VSCO with hb1 preset

Wszyscy staliśmy w ciszy i wypatrywaliśmy. Co chwilę słyszeliśmy tylko kapitana, który krzyczał: „Eleven o’clock!”, „One o’clock!”. Spojrzeliśmy na siebie z Radkiem i szczęśliwi wykrzyknęliśmy: „One tu są!”. Pływaliśmy „od wieloryba, do wieloryba” podziwiając te piękne ssaki. Ten moment, gdy kapitan przyspieszał, a my staliśmy na dziobie, chłodne powietrze uderzało w nasze twarze a dookoła piękne widoki – ach! Tego nie da się opisać <3

Processed with VSCO with hb1 preset

Wszyscy byliśmy przeszczęśliwi. Co chwilę pojawiał się jakiś wieloryb i po kilku wynurzeniach zanurzał się prezentując z wielką gracją swoje gabaryty…

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Gdy już byliśmy zadowoleni i staliśmy sobie rozmawiając na statku nagle usłyszeliśmy charakterystyczny odgłos wypuszczenia wody! Wieloryb pojawił się tuż przy naszym statku! Tak blisko! To był najpiękniejszy widok mojego życia. Wszyscy zastygli i oglądali go w ciszy. Wynurzał się i powoli zanurzał. Cudownie było go obserwować w jego naturalnym środowisku. Poruszał się z taką gracją. Coś niesamowitego! To była kwintesencja całego rejsu i pobytu w Hauganes! Już wiem, żę na pewno wrócę do tej małej mieścinki!

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Wszyscy zadowoleni załadowaliśmy się po rejsie do auta i ruszyliśmy w trasę. Tym razem czekał nas spory odcinek drogi – około 600 km. Po drodze zatrzymaliśmy się na punkt widokowy Hvitserkur, gdzie znajduje się 15m skała. Legenda głosi, że to troll zaklęty w skałę. Jeżeli akurat będzie odpływ warto zejść na dół i podejść do trolla. Z dołu robi zdecydowanie większe wrażenie.

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Na noc zatrzymaliśmy się w mieścince Reykholar. Na kolację ugotowaliśmy makaron z pesto i poszliśmy spać. Z samego rana ruszyliśmy w trasę do Latrabjarg. Droga do tego miejsca wiedzie przez fiordy i totalne pustkowia. Po drodze nie ma praktycznie NIC, ale widoki… przepiękne!

Processed with VSCO with hb1 preset

Po drodze natknęliśmy się jeszcze na wrak statku .

DCIM100MEDIADJI_0131.JPG Processed with VSCO with hb1 preset

W końcu dotarliśmy! Latrabjarg, to praktycznie koniec Europy! To najdalej wysunięte na zachód miejsce w Europie i przy okazji największy klif Islandii, który ma ponad 440 metrów! Znajduje się tam też latarnia morska i przepiękny szlak trekingowy wzdłuż klifu. Zdjęcia absolutnie nie oddają potęgi tego miejsca! Niesamowite pustkowie. Bardzo mało turystów tu dociera – nie dziwie się… trzeba poświęcić cały dzień, aby tutaj dojechać. Zapewniam jednak, że warto!

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Przy klifach znajduje się rezerwat ptaków – dla ornitologów, to istny raj. Ale co najważniejsze od 15 maja (przy odpowiednim szczęściu) można obserwować maskonury! To bardzo przyjazne ptaki, które są niesamowicie urocze i bardzo fotogeniczne! Mieliśmy to szczęście, że udało nam się je zobaczyć! Czyli kolejny obowiązkowy punkt Islandii zaliczony! :)

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Po dwóch godzinach spędzonych na Latrabjarg ruszyliśmy z powrotem na dół. Teraz kierowaliśmy się już w stronę Reykjaviku. Wieczorem dojechaliśmy do miejscowości Reykholt, gdzie przenocowaliśmy na kampingu, skorzystaliśmy z ciepłego prysznica i ugotowaliśmy sobie kolację. A tak (poniżej) wyglądało nasze centrum dowodzenia ^^

Processed with VSCO with hb1 preset

Zostały nam już dwa dni. Dziewiątego dnia zaplanowaliśmy zwiedzić jeszcze to, co znajdziemy w okolicy Reykjaviku, natomiast na ostatni dzień planowaliśmy zwiedzanie Reykjaviku i relaks w Blue Lagoon. Tak też zrobiliśmy. Z samego rana ruszyliśmy na początku nad wodospad Hraunfossar i Barnafoss. Ten pierwszy, to ponad sto miniaturowych wodospadów w cienkich nitkach.

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Następnie wybraliśmy się oglądać najdłuższą jaskinię lawową na Islandii Surtshellir, która uformowała się podczas erupcji wulkanu. Jaskinie robiły spore wrażenie. Wykupując przewodnika z odpowiednim sprzętem można zwiedzić krótki jej kawałek i przejść się „prawie pod wulkanem”. Pamiętajmy, że jest to obszar ciągle narażony na sporą aktywność wulkaniczną!

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Następnie po około godzinie drogi dojechaliśmy do pól geotermalnych Gunnuhver, które co prawda nie były tak spektakularne jak Hverir (opisane tutaj), ale jeżeli akurat nie wybieracie się na północ, to również są warte zobaczenia.

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Zaraz obok pól geotermalnych możecie zobaczyć jedną z ulubionych latarnii Islandczyków, która pochodzi z 1908 roku.

Processed with VSCO with hb1 preset

Ostatnim punktem tego dnia była kładka międzykontynentalna, która pozwala przejść z kontynentu europejskiego na amerykański. Ścierają się tu bowiem płyty euroazjatycka z północnoamerykańską. Taka mała atrakcja ;)

Processed with VSCO with hb1 preset

Processed with VSCO with hb1 preset

Wieczorem zajechaliśmy do Reykjaviku, gdzie spędziliśmy wieczór i kolejny dzień. Reykjavik, to stolica Islandii, która liczy ponad 130 000 mieszkańców (!). Tak naprawdę na tę stolicę wystarczy jeden dzień – chyba, że zwiedzacie w ekspresowym tempie, to pół dnia ^^

Processed with VSCO with hb1 preset

Wybraliśmy się na punkt widokowy do muzeum Perlan (wejście jest darmowe), pospacerowaliśmy ulicami miasta, kupiliśmy pamiątki na głównej promenadzie (pamiątki najlepiej kupić w Reykjaviku), zjedliśmy słynne hot dogi z budki, z której jadł Bill Clinton, zobaczyliśmy Harpę – nowoczesny budynek opery, a także podziwialiśmy murale, których jest cała masa. Reykjavik nie zrobił na nas ogromnego wrażenia, ale czy po tym co widzieliśmy cokolwiek by zrobiło? ^^ Dlatego jeżeli planujecie wyjazd na Islandię, to Reykjavik zostawcie sobie na koniec na maksymalnie jeden dzień, chyba że macie w planach trochę poimprezować.

Processed with VSCO with hb1 preset

FOT 6,7,8,9,1002

FOT 6,7,8,9,1001

Po zwiedzaniu Reykjaviku pojechaliśmy do Blue Lagoon. Cały kompleks uznany jest za jeden z najlepszych leczniczych ośrodków SPA na świecie. Pamiętajcie jednak, aby zarezerwować miejsca dużo wcześniej. Nie uda nam się wejść z „wolnej stopy”, bo zainteresowanie jest ogromne! Niestety jak to na taką atrakcję przystało bilety wstępu są drogie. Najtańszy pakiet (samo wejście + maseczka błotna), to koszt około 200 zł od osoby. Co znajdziemy w środku? Krajobraz z innej planety. Pośród totalnego pustkowia pól lawowych unosi się para prosto z turkusowej, gorącej wody, która ma właściwości lecznicze. Temperatura wody to około 38-40 stopni (my wytrzymaliśmy godzinę ^^). Największą jednak atrakcją jest smarowanie twarzy i ciała błotem krzemionkowym. Jeżeli planujecie wizytę w Blue Lagoon, to zaplanujcie ją pod koniec wyjazdu. Taki relaks zdecydowanie Wam się przyda. Miejsce to na pewno jest warte zobaczenia, ale na pewno nie wrzucam go do TOP 5. Plusem był fakt, że nie było aż tak dużo ludzi – spodziewaliśmy się większych tłumów :)

IMG_2741

Po relaksie w Blue Lagoon udaliśmy się pod lotnisko. Tam przespaliśmy się obok wypożyczalni i rano następnego dnia zdaliśmy auto. W tym momencie zakończyliśmy naszą islandzką przygodę, która na zawsze pozostanie w moim sercu. Ba! Już wiem, że wrócę na Islandię i to pewnie szybciej niż myślę :) Na pewno chcę wrócić zimą, aby zobaczyć zorzę! Chcę też wrócić latem, do Hauganes i zaliczyć jeszcze drogę na Askję, która była tym razem zamknięta. Dziękuję Wam, że byliście ze mną przez całą podróż. Tak jak obiecałam, to jeszcze nie koniec wpisów z Islandii. Po weekendzie pojawią się kolejne, a tymczasem życzę Wam wspaniałego dnia! :)

Do następnego!