Hi!
Dzisiejsza notka podzielona jest na dwie części. Na poczatku mam dla Was recenzję kremu, który miałam okazję ostatnio testować.
Coraz częściej sięgam po naturalne, organiczne kosmetyki. Tym razem w moje ręce wpadł krem marki Clochee (klik). Jest to dosyć młoda marka na polskim rynku, która jest w 100% eko: wybiera surowce roślinne posiadające certyfikaty, stosuje opakowania z dodatkiem d2w, który zmienia zwykły plastik na ekologiczne tworzywo. Osobiście bardzo cenię produkty naturalne i firmy, które dbają także o środowisko.
Krem, który testowałam i co najważniejsze nadal używam, to silnie nawilżający i regenerujący krem na noc. Krem jest odpowiedni dla każdego rodzaju cery. Zawiera w sobie między innymi olej arganowy, który idealnie chroni naskórek przed wysuszaniem, wspomaga odnowę komórek, poprawia elastyczność itd. Ok. To takie informacje od producenta, a jak jest naprawdę?
Krem jest dosyć tłusty, ale w miarę szybko się wchłania. Bardzo mocno nawilża cerę i w moim przypadku jest to ogromny plus. Po całym dniu w mocnym makijażu liczę na to, że moja cera w nocy odpocznie. Ten krem bardzo jej w tym pomaga przez nawilżenie i regenerację. Rano moja twarz jest naprawdę świeża i delikatna w dotyku. Przy dłuższym stosowaniu zauważyłam, że nawet po zmyciu makijażu cera nie jest przesuszona na policzkach (tak jak miało to miejsce).

Zalety:

– mocne nawilżenie,
– dozownik,
– wydajność.
Wady:
– cena (125 zł), jednak przy kosmetykach organicznych i naturalnych musimy się liczyć z tym, że cena może być nieco wyższa,
– zapach (chociaż mi on nie przeszkadza, to dla niektórych osób może być specyficzny).
Osobiście polecam ten produkt dla osób, które na co dzień noszą mocny makijaż, mają problemy z przesuszoną cerą lub po prostu chcą mocnej regeneracji w nocy.
Czas na drugą część notki.
Brwi – czyli moim zdaniem najważniejsza część twarzy. Od dawna sama regulowałam brwi i codziennie podkreślałam je brązowym cieniem. Wczoraj dowiedziałam, się, że moje regulowanie skończylo się tym, że nie miałam pół brwi od kącika oka, ale o tym wspomnę trochę później. Z czasem zaczęło mnie to trochę irytować, że codziennie muszę sięgać po pędzelek i cień. Usłyszałam wtedy o makijażu permanentnym brwi metodą piórkową. Ba! Dowiedziałam się, że moja znajoma Magda Hoffman jest w tej metodzie absolutną mistrzynią, pracowała razem z Mają Sablewską w jej programie (robiła metamorfozę brwi), a w dodatku były u niej takie gwiazdy jak Justyna Steczkowska czy Doda (Madzia trochę reklamy nie zaszkodzi). Miesiąc temu umówiłam się na wizytę, którą miałam wczoraj.
Dla tych, którzy nie wiedzą makijaż permanentny jest makijażem stałym. Pod skórę wprowadza się pigment w odpowiedniej barwie. Metoda piórkowa to aktualnie coraz popularniejsza metoda makijażu permanentnego. Zabieg ten jest bezbolesny, bezinwazyjny w przeciwieństwie do tradycyjnych metod makijażu na stałe. Utrzymuje się kilka lat. Polega na rysowaniu drobnych kresek pomiędzy naturalnymi brwiami i tam gdzie ich brak. Te kreski imitują włoski a dzięki temu wygląda to naturalnie. Jeśli makijaż permanentny kojarzy się Tobie tylko z goleniem brwi i grubą mocną krechą to przy metodzie piórkowej możesz o tym zapomnieć. „Zabieg” trwa około godziny, gojenie 10 dni. Plusem jest to, że już następnego dnia można normalnie funkcjonować (iść do pracy, na uczelnie, zakupy).
Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką „nowych brwi”. Muszę Wam powiedzieć, że z efektu jestem bardzo zadowolona. Brwi dużo się nie zmieniły – mają wreszcie poprawny kształt (od kącika oka do łuku) i nie musze ich malować cieniem. Poniżej możecie zobaczyć efekt – opuchlizna zeszła, jednak kolor nadal jest dosyć intensywny. Po 10 dniach stanie się o pół tonu jaśniejszy czyli będzie wyglądać bardzo naturalnie.

Koszt takiego zabiegu jest różny w zależności od salonu. Zazwyczaj przedział cenowy to 500-1000 zł.

Po lewej stronie zdjecie z wczoraj po „zabiegu” – widać zaczerwienienia. Włoski, które widzicie od kącika oka są dorobione (kilka mm), bo w tym miejscu nie miałam w ogóle brwi (to o czym pisałam wyżej). Efekt jest naprawdę fantastyczny.
Oczywiście są różne gusta, dlatego jedni wolą mocniej zaznaczone brwi, inni mniej. Ja lubię wyraziste brwi i przez ostatnie dwa lata podkreślałam je brązowym cieniem. W moim przypadku makijaż permanentny to idealne rozwiązanie.
Pamiętajcie jednak, aby znaleźć naprawdę kompetentną osobę, która zna się na rzeczy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy dziewczyna nie ma pojęcia lub jest niedouczona i efekt jest tragiczny. Dobrze też zastanowić się nad metodą, którą wybieramy, aby potem nie żałować decyzji. Ja jestem przeszczęśliwa, że wreszcie się zdecydowałam i efekt bardzo mi się podoba :)
Do następnego!