Dzisiaj chciałabym Was zabrać w kolejne miejsca, które odwiedziliśmy podczas naszej niezwykłej przygody jaką był Afican Road Trip. Zanim zaczniecie jednak czytać ten post potrzebne Wam są dwie rzeczy: chwila czasu oraz kawa lub herbata. Mam nadzieję, że nie przerazi Was ilość zdjęć, post jest długi, jednak chciałam pokazać i opisać jak najwięcej. Jeśli zatem jesteście gotowi na kolejną dawkę naszych przygód to… zaczynamy!

DSC07642dd

Do Marakeszu dotarliśmy wieczorem. Szybkie zamledowanie w hoteliku, w samym centrum i ruszyliśmy na plac Jemaa El Fna. Na placu codziennie wieczorem odbywa się wielki targ z jedzeniem, muzyką, lokalnymi grajkami itd – trwa to do około 2 w nocy. Rano jest pusto, stoją same rusztowania, a po głośnym targu ani śladu. Wieczorem zaś wszyscy wracają i nocne życie zaczyna się na nowo. I tak codziennie. Ciekawostką jest fakt, że plac ten od 2001 roku wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

DSC07634dd

Nie mogliśmy nie spróbować lokalnych przysmaków. Zatrzymaliśmy się przy jednym ze stoisk i zamówiliśmy jedzenie. Dobrze, że był z nami Marek z HollyCow, który najlepiej wiedział co zamówić, żeby pokazać nam marokańskie przysmaki. Tym sposobem zjedliśmy kolację w magicznym miejscu: hałas, gwar, najróżniejsze zapachy, tłumy ludzi, muzyka w tle i oczywiście dobre jedzenie.

IMG_1160sss

DSC07631ddd

Po kolacji wybraliśmy się na spacer po różnych zakamarkach targu. Zrobiłyśmy sobie tatuaże z henny, Radek wytargowal bęben za 20 zł i co chwilę zaczepiali nas sprzedawcy z różnymi przedmiotami. Można tam znaleźć dosłownie wszystko: instrumenty, ubrania, buty, kosmetyki a nawet zwierzęta!

DSC07643ddd

Ania zabrała nas w ciemne zakamarki targu, w którym znaleźliśmy sklepy zajmujące się czarną magią i… sprzedażą zwierząt. To było przerażające i smutne. W momencie gdy spojrzałam na malutkie sówki zamknięte w klatce łzy napłyneły mi do oczu i nie mogłam się opanować. To był naprawdę smutny widok :( W sklepie były też skorpiony, kameleon czy szczury – wszystko na sprzedaż. Można było też kupić np. pęcherze, które pelniły funkcję przechowywania wody. Brrr….

DSC07640ddd

Wypiliśmy jeszcze miętową herbatę w restauracji z widokiem na targ i wróciliśmy do hotelu. Rano szybko się spakowaliśmy i pojechaliśmy do pięknych, kolorowych ogrodów Jardin Majorelle.

DSC07658ddd

W rezydencji na terenie Ogrodów Majorelle pomieszkiwał sam Yves Saint Laurent ze swoim partnerem (jeśli widzieliście film powinniście kojarzyć te ogrody). Projektant lubił to miejsce na tyle, że po jego śmierci zostały w ogrodach rozrzucone jego prochy. W środku znjdziemy także pomnik upamiętniający sylwetkę projektanta.

DSC07663ddd

Pomimo sporej ilośći turystów miejsce to jest ciche i spokojne – zupełne przeciwieństwo Marrakeszu.

DSC07650fff

W ogrodach dominuje kolor niebieski. Znajdziemy tu także rzadkie gatunki roślin.

DSC07666ddd

DCIM100GOPROG0214333.

DCIM100GOPROG0174311.

Po wizycie w Ogrodach Majorelle zapakowaliśmy się do naszych busików i ruszyliśmy w trasę.

Bez nazwy 1jjjj

W Agadirze tuż przy drodze spotkaliśmy stado wielbłądów. Oczywiście zatrzymaliśmy się na wspólne foto.

DSC07685ddd

Wielbłąd chyba dobrze wiedział o co chodzi w selfie ;) Następnie dotarliśmy do miejscówki HollyCow, w której odświeżyliśmy się, przepakowaliśmy plecaki, zjeliśmy pyszny tażin i ruszyliśmy znowu w trasę. Kierunek Sidfi Ifni, w którym znajdują się słynne łuki skalne na Legzira Beach.

Africa iphone1

Do Sidi Ifni dotarliśmy w nocy. Zatrzymaliśmy się w trzypiętrowej, otwartej willi a następnego dnia ruszyliśmy na plażę!

DCIM100GOPROG0024414.

Legzira Beach to plaża, na której znajdziemy naturalne, ogniste i ogromne łuki skalne. Widok jest niesamowity a turystów bardzo mało. To jedno z miejsc, które naprawdę warto zobaczyć, w szczególności, że nie jest jeszcze mocno naruszone przez turystykę. Poniżej zasypię Was zdjęciami tego miejsca, które wywarło na nas OGROMNE wrażenie :)

DSC07724ddd

DSC07826ddd

DSC07702ddd

DSC07698ddd

sony africa

DCIM100GOPROG0064457.

DSC07726dddd

DSC07808ddd

DSC07722ddd

Do łuków skalnych trzeba było trochę dojść więc zostawiliśmy nasze torby z Markiem i wybraliśmy się na spacer. Większość z nas zostawiła japonki czy sandały na kocu, ponieważ szliśmy oceanem. Nagle jednak na brzegu pojawiło się milion małych kamieni więc mieliśmy dwa wyjścia: iść boso po kamieniach lub przejść po naprawdę gorącym piasku. W jedną stronę wybraliśmy kamienie – nasze stopy już wtedy wołały o pomoc. W drugą zdecydowaliśmy się na piasek…

DCIM100GOPROGOPR4450.

… nigdy nie szłam a raczej nie biegłam po tak gorącym piasku. Poniżej widziecie zdjęcie podczas jednego z naszych postojów ^^ Wyglądało to mniej więcej tak: 10 metrów biegu, przerwa czyli szybko na tyłek i nogi do góry (lub na kapelusz) – możecie sobie wyobrazić jak śmiesznie to wyglądało. W tle widać też Czarka, który zabrał ze sobą klapki – tak bardzo mu zazdrościliśmy. W końcu udało nam się dobiec do oceanu i poczuć niesamowitą ulgę. Stopy bolały nas jeszcze następnego dnia. Wniosek z tego taki: zabieraj zawsze ze sobą klapki ^^ nawet jeśli idziesz na spacer brzegiem oceanu.

DCIM100GOPROG0074468.

 

IMG_1704kk

 

11232944_10204425928865041_5513195514263388215_n

powyższe dwa zdjęcia porwane od Marty (klik).

DCIM100GOPROG0084479.

DSC07846sss

Po plażowaniu i obiedzie czekała nas najgorsza trasa czyli 1200 km na raz. Poniżej jeszcze uśmiechnięci, nie do końca świadomi tego co nas czeka…. :)

Bez nazwy 1hhh

200 km za nami, do Dakhli, do której zamierzaliśmy dotrzeć następnego dnia zostało nam 1000 km!

DCIM100GOPROG0094483.

DCIM100GOPROG0114502.

Trasa trasą, ale trzeba zjeść kolację. Zatrzymaliśmy się więc na pustyni w opuszczonym budynku. To było nasze pierwsze gotowanie w plenerze. Poszło nam całkiem sprawnie. Pyszny makaron z pesto, sałatka marokańska i szampan a to wszystko w takim miejscu – czego chcieć więcej <3

DSC07869ddd

Każdy miał swoje obowiązki. Taka wyprawa to też zgrani ludzie, którzy nie maurdzą i wykonują swoje zadania. Nasz team był super! Wszyscy potrafiliśmy się zgrać i sprawnie ugotować posiłek, posprzątać i ruszyć dalej.

Africa iphone2

IMG_1569fff

DSC07858ddd

To była nasza pierwsza noc w busie – całą noc jechaliśmy. Zatrzymywaliśmy się tylko na licznych check pointach, na których trzeba było pokazać paszporty i powiedzieć dokąd się jedzie. Kolej Radka na jazdę przypadła na 2-5 godzinę. Gdy wszyscy spali my dzielnie jechaliśmy – ja jako nawigator, Radek kierowca. Później gdy stery przejął ktoś inny my padliśmy i zasneliśmy na karimatach, na podłodzie w busie. Po przebudzeniu ujrzeliśmy pustynny krajobraz. Momentami wszyscy czuliśmy się jak w Arizonie. Pamiętacie zdjęcia z poprzedniej relacji? Widać jak bardzo zmienił się już krajobraz.

DSC07894ddd

DSC07902ddd

W końcu jest – ocean! To oznaczało już tylko jedno – dojechaliśmy do Dakhli czyli 1200 km za nami :)

DSC07905dd

IMG_1619ddd

Zjedliśmy śniadanie, szybka poranna toaleta na postoju, mycie zębów przy busie i pojechaliśmy szukać plaży. Tylko spójrzcie co udało nam się znaleźć! Totalnie dzika plaża z białym piaskiem, do której musieliśmy zejść po skałach bo praktycznie nie było do niej dojścia. Dla takich chwil warto było przemęczyć się te 1200 km. Kąpiel w oceanie od razu postawiła wszystkich na nogi.

IMG_1646kkk-002

DSC07926ddd

DSC07924ddd

Na plaży spędziliśmy kilka godzin na pogaduchach, kąpieli w oceanie, robieniu zdjęć itd.

DSC07923ddd

DSC07927ddd

DSC07914ddd

Po kilku godzinach plażowania, podjechaliśmy jeszcze do jednego miejsca o nazwie Dakhla Attitude. Tam chwilę posiedzieliśmy i ruszyliśmy już w kierunku granicy Maroko – Mauretania.

IMG_1692kkk

IMG_1694kkk

W drodze do granicy minęliśmy Strefę Zwrotnikową Raka! Obowiązkowo zatrzymaliśmy się na fotki. Było straaaasznie zimno, więc zaraz po zrobieniu zdjęć wskoczyliśmy do busa i ruszyliśmy na spotkanie z kolejną przygodą jaką było przekroczenie granicy…

IMG_1713kkk

DCIM100GOPROG0134513.

DCIM100GOPROG0144522.

DCIM100GOPROG0124508.

Tuż przed granicą zatrzymaliśmy się jeszcze na kolację. To było nasze drugie gotowanie już nie w plenerze tylko na stacji benzynowej, na której pozwolili nam gotować w swojej kuchni. Wszyscy się najedli i do granicy dojechaliśmy o 3 w nocy.  To była kolejna noc w busie – chyba najbardziej przerażająca. Ale o tym przeczytacie w kolejnym poście. Poniżej możecie zobaczyć jak wyglądał nasz bus (istny armagedon) i jak radziliśmy sobie ze spaniem ^^

DSC07938sss

DSC07941ddd

To był koniec naszej przygody z Maroko, ale tak naprawdę dopiero początek przygód… To co zobaczyliśmy później zmieniło moje postrzeganie świata o 180 stopni. O tym jak czekaliśmy 14 godzin na granicy, jak przejechaliśmy 400 km bezkresnym pustkowiem i jak wygląda stolica Mauretanii przeczytacie w kolejnym poście.

Do następnego!