Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o najbardziej niesamowitych przeżyciach w podróży, których miałam okazje doświadczyć. Ogólnie tych przeżyć jest cała masa, bo jak wiecie lubię zachwycać się wszystkim dookoła, doceniać każdą najmniejszą chwilę. Te momenty, to np. kąpiel w przeręblu w Laponii, która wykrzesała ze mnie mnóstwo radości, ale i odwagi. Mecz Ligi Mistrzów w Barcelonie (na żywo), podczas którego miałam ogromne ciary. Kąpiel w podziemnej jaskini na Kubie, podczas której czułam się trochę jak w Horrorze „Zejście”. Podróż autem po Toskanii, podczas której czułam się tak po prostu wolna i szczęśliwa. Kąpiel w różowym jeziorze w Senegalu czy śniadanie w Central Parku. I wiecie co… z ręką na sercu mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Z każdej podróży znajduję po kilka jak nie kilkanaście takich momentów. Ale to jest właśnie to, co kocham – podróże. Czerpie z nich garściami. Dlatego też dziś chciałam się skupić na tych przeżyciach, które były dla mnie NAJWSPANIALSZE. Podczas których miałam łzy w oczach ze wzruszenia. Ciężko było wybrać najlepszych pięć, ale udało się… Gotowi? Enjoy!

1. Zorza polarna w Laponii

Zorza polarna była na naszej liście 50 rzeczy do zrobienia od dawna! Całą listę możecie zobaczyć tutaj – klik. Dlatego, gdy wybieraliśmy się do Finlandii, w lutym wiedzieliśmy, że to może być świetna okazja, aby ją zobaczyć. Zorza polarna, to zjawisko, które tworzy natura. A jak wiadomo tego nie da się zaplanować, nie da się nawet w 100% przewidzieć. Mieliśmy szczęście. Pamiętam dokładnie wszystkie emocje, które nam wtedy towarzyszyły. Byliśmy już wykąpani, rozebrani i leżeliśmy w naszym przeszklonym igloo. Nagle ujrzałam delikatną, zieloną poświatę na niebie. Zaczęłam krzyczeć do Radka, że jest! Przykleiliśmy nosy do szyby i oglądaliśmy. Zielona poświata robiła się coraz bardziej intensywna. Zmieniała kolory (przez jasną zieleń, po ciemną) i falowała! Przemieszczała się! W pośpiechu zaczęliśmy się ubierać i wybiegliśmy z domku. Było -25 stopni, a my ile sił w nogach biegliśmy żeby jeszcze lepiej ją widzieć. Radość i ogromne wzruszenie. To było N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E! Ta zorza była tak piękna, że chcemy więcej! Planujemy na początku 2019 roku pojechać gdzieś na północ Norwegii i polować na zorzę – chcemy jej więcej, więcej i więcej! I wiecie co… każdy z nas może polecieć na północ krajów Skandynawskich i polować na nią. To wcale nie musi być droga wyprawa (ale o tym co i jak, to będziecie mogli przeczytać niedługo na blogu).

TOP PRZEZYCIA1

IMG_5639

2. Energia z Angkor Wat

Angkor Wat, Kambodża. Jest to ogromny kompleks świątyń, który powstał ponad 700 lat temu! Jak? Tego nikt nie potrafi wytłumaczyć. To niesamowite jak w tamtych czasach ludzie mogli zbudować coś tak niesamowitego. Standardowo wybraliśmy się tam z samego rana, na wschód słońca podziwiać jeden z najsłynniejszych widoków na świecie, który jest znany z pocztówek, fototapet itd. Sam wschód słońca zapierał dech, ale dopiero po wejściu w te magiczne mury poczułam coś, dzięki czemu to przeżycie ląduje w tym zestawieniu. A najlepsze jest to, że nie potrafię Wam powiedzieć co to takiego. Przechadzając się po ruinach czułam niesamowicie dziwną energię. Czułam się trochę jak w innym wymiarze, ale czułam szczęście. Kilka razy tak po prostu napłynęły mi łzy do oczu, wzruszyłam się. To zdecydowanie jedno z najbardziej magicznych miejsc, w których byłam. Może właśnie dlatego, że nie znamy do końca tego jak powstało, co tam się działo i dlaczego nagle opustoszało! Wiem jedno, chcę tam wrócić!!! :)

IMG_5642

IMG_0528

Facetune_29-07-2018-19-11-50

3. Wieloryby na Islandii

Wiecie, że kocham zwierzęta. Nigdy nie korzystam z atrakcji turystycznych, w których są one wykorzystywane – nie mogę na to patrzeć! Dlatego tak bardzo wzrusza mnie to, kiedy widzę je w naturalnym środowisku. Od lat moim marzeniem było zobaczyć wieloryba. Wiadomo, że nie są to tak powszechne do oglądania zwierzęta jak chociażby delfiny (które podziwiałam na wolności nawet w Chorwacji!). Chociaż przyznam Wam, że widok delfinów w naturalnym środowisku również wzbudził we mnie ogromne emocje! Niemniej, gdy tylko zaplanowaliśmy wyjazd na Islandię wiedzieliśmy, że chcemy wypłynąć w rejs, żeby zobaczyć wieloryby. Na samej północy są organizowane takie rejsy. Do wyboru mieliśmy komercyjne firmy, które wszędzie sie ogłaszały oraz… maluteńką, rodzinną firmę, która mieściła się w jeszcze mniejszej mieścince na północy Islandii – Hauganes. Oczywiście, że wybraliśmy tę drugą. Z samego rana wypłynęliśmy w poszukiwaniu wielorybów i… i powiem Wam, że trochę się stresowałam – co jeżeli ich nie zobaczymy?! Nie na darmo jednak rejsy są organizowane w tej zatoce. Wieloryby tam pływają i prawie zawsze tam są! Było ich mnóstwo. Poruszały się z ogromną gracją i takim spokojem. Wszystkie widzieliśmy  z daleka, ale to mi w zupełności wystarczało. W pewnym momencie niespodziewanie, tuż przy naszej łodzi wypłynął jeden z nich. Był tak blisko!!! Był taki spokojny, taki piękny. Ogarnęło mnie wzruszenie, szczęście i taki wewnętrzny spokój, że te zwierzaki żyją w swoim naturalnym środowisku. I mimo, że taki rejs kosztował około 300 zł od osoby, to uważam, że ten widok jest warty każdej kwoty. I tak… marzę o tym żeby tam wrócić :)

W10B9620

W10B9742

W10B9750

4. Wschód słońca na Mirror Lake

Przenieśmy się na drugi koniec świata. Nowa Zelandia – miejsce, do którego podróż zajęła nam około 43 godziny! Na początku podróż busem z Wrocławia do Monachium (około 8 godzin). Następnie lot z Monachium do Bangkoku (około 10 godzin). W Bangkoku na kolejny lot czekaliśmy 15 godzin. W końcu lot z Bangkoku do Auckland (około 10 godzin). Nowa Zelandia, to miejsce, które zachwyca swoją naturą. Mimo, że nie byłam wszędzie, to jestem w stanie zaryzykować i powiedzieć, że to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie! Tam praktycznie wszystko nas zachwycało, każde miejsce wywoływało mnóstwo emocji, ale jedno specjalnie zapadło mi w pamięć. Godzina 4:00, ciemno. Wstajemy, pakujemy się i jedziemy nad jezioro Matheson na wyspie południowej. Odpalamy latarki i idziemy na najlepszy punkt do oglądania wschodu słońca. Droga zajmuje nam około 30 minut w totalnych ciemnościach. W końcu dochodzimy na mostek, przed nami były tylko dwie osoby. Siadamy i czekamy… po chwili zaczynamy widzieć odbicie w jeziorze, zaczyna świtać i powoli ukazują nam się kształty drzew. Chmury się rozstępują i widzimy góry. Słońce wstaje a niebo robi się różowe (i to bez żadnych filtrów)! Nagle widzimy też Mount Cook – najwyższy szczyt Nowej Zelandii. To wszystko odbija się też w jeziorze. Czuję się jakbym patrzyła na coś nierealnego. Na namalowany obraz. Wszyscy siedzimy w totalnej ciszy. Jak zahipnotyzowani wpatrujemy się w ten cud natury. W końcu słońce wstaje na dobre a nam się nie chce ruszać, bo… jest tak pięknie!!!

W10B4819

Processed with VSCO with a9 preset

5. Poranek w Chefchaouen

Gdy miałam już cztery wybrane przeżycia długo się zastanawiałam nad tym ostatnim. Tyle rzeczy w głowie, tyle niesamowitych momentów… postanowiłam jednak, że wybiorę te TOP 5 więc musiałam zdecydować się na ten jeden ostatni. I jest… niebieskie miasto Chefchaouen (Szafszawan) w północym Maroko. Mimo, że ta podróż miała miejsce 3 lata temu, to dokładnie pamiętam te emocje i na samo wspomnienie mam dreszcze. Samo niebieskie miasto – przepiękne. Klimat, który tam panował był lekko przerażający ale i intrygujący. Mieszkaliśmy w samym centrum. Ludzi było bardzo mało (turystów praktycznie w ogóle). Co chwilę mijaliśmy grupki dzieci bawiących się na ulicach i lokalnych mieszkańców którzy w swoich tradycyjnych strojach przechadzali się i obserwowali wszystko dookoła. Kobiet nie widzieliśmy prawie w ogóle. Nie wiem jak to było, że wieczorem nie słyszeliśmy żadnych modlitw, bo gdybyśmy je słyszeli pewnie byśmy się nastawili na to co nas czeka. To był nasz pierwszy przystanek w Maroko, do którego jechaliśmy z Malagi. To była w ogóle nasza pierwsza wizyta w państwie arabskim. Spaliśmy sobie w najlepsze, gdy punkt 4:00 nad ranem rozległy się modły z meczetów. Były tak głośne, że zerwaliśmy się na równe nogi i podbiegliśmy do okna. Wyjrzeliśmy a tam… pusto. Nikogo. Tylko te modły w tle. Poczułam dreszcze, ale i ogromne zaciekawienie. To było moje pierwsze bliskie zetknięcie z kulturą arabską – mimo, że wcześniej mocno już się nią interesowałam. Do dzisiaj to dla mnie bardzo interesujący temat, dlatego to pierwsze przeżycie pamiętam tak dokładnie. Potem wiele razy budziły nas modły (w Marrakechu, w Gambii), ale to właśnie ten poranek w niebieskim mięście wywarł na mnie takie wrażenie.

DSC07382

TOP TOP

Może przy kolejnym wpisie wspomnę Wam o kolejnych przeżyciach – w końcu tyle ich jest! Te jednak są zdecydowanie moimi TOP! :)

Do następnego!